poniedziałek, 31 marca 2014

Kulinarne podróże: Paryż

Po raz drugi już postanowiłam zwierzyć się Wam z moich podróżniczych przygód, które nierozłącznie wiążą się z doznaniami kulinarnymi. Tym razem padło na miasto, które w tym roku odwiedziło chyba 99,9% populacji świata - Paryż. Odwiedziłam je drugi raz w życiu, tym razem odpuszczając wjazd na Wieżę Eiffla, Disneyland i inne przednie atrakcje. Czas wykorzystałam jednak w pełni, skrupulatnie dzieląc go między muzea i jedzenie.
Francja jest ogromnym krajem, bardzo różnorodnym zarówno pod względem geograficznym, kulturowym no i oczywiście kulinarnym. Dlatego uznałam, że w tym wpisie skupiam się tylko na jej centrum - Paryżu. Miejmy nadzieję, że kiedyś będzie mi dane wpaść na przykład do Burgundii lub Prowansji, żeby nacieszyć się wonią tamtejszych ziół. Jeśli tak się wydarzy, macie moje słowo - podzielę się doznaniami.
Wracając do Paryża - chociaż minęło już ponad pół roku (wspaniałe tempo zapracowanej maturzystki), to wciąż pamiętam woń docierającą z tamtejszych piekarni i wystawy, na widok których ciekła ślinka (i nie mam tutaj na myśli jedynie wystaw muzealnych). Niestety nie wszystkim przysmakom udało mi się zrobić śliczną fotkę, więc proszę o wybaczenie.

 Na początek - pieczywo. Dla mnie jest to po prostu najbardziej francuska rzecz we Francji. W zasadzie każda tamtejsza boulangerie, czyli piekarnia, ma niepowtarzalny klimat, szeroki wybór, którym można nacieszyć i oko i podniebienie, a przede wszystkim - cudownie pachnie. Odwiedziłam kilka i na prowadzenie wysuwa się Julien - piekarenka w mojej 8 dzielnicy, niedaleko placu Pigelle oraz Paul - popularna piekarnia sieciowa z ogromnym wyborem pyszności zarówno na słodko jak i na słono. Warto dodać, że Paul to jedno z niewielu miejsc we Francji, w którym zazwyczaj dogadamy się po angielsku bez większych problemów.
Kolejna pyszność prosto z piekarni - croissant (dobrze wszystkim znany rogal), pain au chocolat (francuskie z czekoladą), pain au raisin (ślimak z rodzynkami i masą w stylu budyniowym) oraz nieobecna na zdjęciu petit brioche (mała bułeczka drożdżowa). W Paryżu wcinane jako śniadanie. Ja polecam z dżemem lub marmoladą Bonne Maman - smaczne, w przeróżnych smakach i w uroczych słoiczkach, przywodzących na myśl babcine konfitury.
Quiche - dla mnie niesamowicie francuski przysmak, który był na mojej liście "francuskiego jedzenia, które muszę spróbować". Jest to po prostu tarta na słono z nadzieniem (w moim przypadku szpinakowo-łososiowym) zalanym jajeczno-śmietanową masą. W wersji małej i dużej.
Ślimaki! Z pewnością to, co kojarzy się większości z Was z kuchnią francuską to żaby i ślimaki. Żab jeszcze nie tknęłam, ale na ślimaki się odważyłam. Wrażenia? Gumowe coś o smaku, moim zdaniem, grzybowo-krewetkowym zalane pysznym masełkiem ziołowo-czosnkowym. Ale przynajmniej ciekawe doświadczenie.
MA-KA-RO-NI-KI. Te już nieco sfatygowane po całodniowym bieganiu po mieście. W Paryżu to przysmak kultowy, są praktycznie wszędzie i to w wysokich cenach (ponad 2 euro za jedno maleńkie ciasteczko). Najtaniej, oczywiście, w McDonaldzie. A najdrożej w ojczyźnie makaroników - Laudree. Lecz dla mnie najlepsze są te od Pierra Herme. Biją na głowę wszystkie inne, które próbowałam, zwłaszcza dzięki wspaniałej masie.
Kolejny przebojowy, typowo francuski deser to niewątpliwie crème brûlée. Ze względu właśnie na tę przebojowość, zrobiłam wielki research, aby ustalić, gdzie znajdę ten przysmak w najlepszym wydaniu. Udało mi się ustalić, że taki lokal znajduje się przy Rue de Abbesses i nazywa się Conquelicot. Niestety, nie udało mi się tam dostać, bo kawiarnia była akurat zamknięta, dlatego udałam się na ukochane przeze mnie Montmarte, gdzie wylądowałam w restauracji Le Consulat o urzekającej fasadzie. Pałaszując ten wyczekany deser, starałam się nie myśleć, ile kalorii właśnie pochłaniam. I tak należy robić, bo ten kremowy rarytas o delikatnej, gęstej konsystencji, skropiony karmelizowanym cukrem zasługuje na chwilę zapomnienia ;)

Jako wielbicielka lodów w najoryginalniejszych smakach, gigantycznych gałek i słodkich, chrupiących rożków, nie mogłam przejść obojętnie obok Berthillona. Znajdziecie go w różnych miejscach na terenie całego Paryża, ja zawitałam do tego w kawiarni nieopodal katedry Notre Dame, przy Rue Saint Louis. Warte swojej wysokiej ceny (3,5 euro za jedną gałkę, 6 za dwie) ze względu na bardzo szeroką gamę smaków oraz naprawdę spore porcje. Jeśli nudzą już Was czekoladowe i waniliowe lody, to koniecznie musicie tam wpaść. Podobnym miejscem jest kawiarenka na Montmarte, w której dostępne są takie dobrocie jak smak makaronikowy czy też crème brûlée. Nie pamiętam niestety jej nazwy, ale znajduje się kilka kroków za wspomnianym wcześniej Consulatem. Oprócz lodów skosztujecie tam również...

...Crepes, czyli wielkich naleśników o średnicy 40 cm. Jest to kolejny typowy przysmak Paryżan. Zazwyczaj je się je na wynos, jak drożdżówkę, zwinięte w trójkąt. W zależności od miejsca konsumpcji, możemy je wypróbować w tradycyjnych konfiguracjach z cukrem lub dżemem, ale również i w bardziej zmyślnych - z Nutellą, calvadosem albo na słono.
I na koniec moje największe niespełnione pragnienie - ratatouille. Okazało się, że to bardziej typowo prowansalska niż typowo francuska potrawa i w Paryżu trudno ją raczej osiągnąć. Dlatego, gdy tylko wróciłam do Polski, zrobiłam tę (w moim uznaniu) swoistą odmianę jarskiego lecza we własnym wydaniu. I, uwaga, wyjątkowo Siwa dziś nie tylko piecze, ale także gotuje. Bo w sumie zdarza mi się to codziennie, więc może od czasu do czasu czymś się z Wami podzielę ;) A więc dzisiaj zaczynamy!

Ratatouille
Składniki na porcję dla dwóch osób:
1 bakłażan
2 cukinie
1 żółta papryka
1 zielona papryka
1 cebula
2 ząbki czosnku
2 puszki pomidorów
2 łyżki kaparów (można pominąć)
suszone oregano, tymianek, bazylia, rozmaryn
sól, pieprz
oliwa z oliwek

Wykonanie:
1. Bakłażan i cukinie kroimy wzdłuż i obsypujemy solą. Odstawiamy na parę minut.
2. W międzyczasie kroimy papryki w grubą kostkę. Podobnie postępujemy z bakłażanem i cukiniami.
3. Warzywa wysypujemy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, skrapiamy dwiema łyżkami oliwy i obsypujemy rozmarynem, solem i pieprzem. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na ok. 20 minut.
4. Tymczasem na patelni rozgrzewamy oliwę i chwilę podsmażamy na niej kapary.
5. Cebulę kroimy drobno i wrzucamy na patelnię.
6. Gdy cebula się zarumieni, dodajemy pomidory oraz rozgnieciony czosnek. Doprawiamy oregano, tymiankiem oraz bazylią i gotujemy na średnim ogniu ok. 10 minut.
7. Dodajemy podpieczone warzywa i dusimy pod przykryciem ok. 10 minut.
Najlepiej smakuje z pieczywem czosnkowym!
Smacznego!

A więc w tym momencie zakańczam podróż po Paryżu. Oczywiście nie byłam w stanie napisać tutaj o wszystkim, co spróbowałam lub chciałam spróbować, co należałoby zjeść będąc w tej stolicy europejskiej kultury. Zawarłam jednak to, co wywarło na mnie największe wrażenie i jest zdecydowanie godne gorącego polecenia. Niniejszym - polecam i do zobaczenia na kolejnych kulinarnych podróżach! :)

3 komentarze:

  1. Jesteś cudowna po prostu!! Pisz dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleksandra Władysławowna22 maja 2014 12:42

    Chyba nadchodzi ten czas, aby wykonać ratatouille własnymi rękoma. Dziękuję za pomysł na dzisiejszy obiad!

    OdpowiedzUsuń