czwartek, 31 grudnia 2015

Świąteczne laski drożdżowe z cynamonem

Coroczną tradycją jest już, że Święta zawsze przebiegają tak prędko i tak intensywnie, że nie ma jak umieścić jakiegokolwiek przepisu na te przepyszne smakołyki, którymi się zajadamy z rodziną. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, nie ma nawet ku temu ochoty. Bo przecież ten jedyny w swoim rodzaju czas świąteczny jest na tyle magiczny, że aż żal spędzać go przed monitorem komputera. 
Dlatego musicie mi wybaczyć, a ja staram się tradycyjnie odpokutować, prezentując moje największe chyba odkrycie tych Świąt. 
Drożdżowe bułeczki z cynamonem znamy już wszyscy. Ale komu z was przyszło na myśl podać je w formie popularnych lasek Mikołaja? Pomysł zaczerpnięty z Pinteresta (moja obecna największa kuźnia inspiracji wszelakich) i oceniony przeze mnie jako genialny. Prosty w wykonaniu, piękny w swej prezencji, a jednocześnie bardzo smakowity.
Zdecydowany must-bake przyszłorocznych Świąt.
Albo w ogóle zaszalejcie i zachwyćcie nimi wszystkich dookoła na dzisiejszym Sylwestrze... :>
Tak czy inaczej, z laskami czy bez nich (lepiej z!), życzę Wam wspaniałej zabawy pełnej różnorakich smakowitości oraz jeszcze lepszego Nowego Roku!


Składniki (na ok. 10 lasek):
3-3 i 1/2 szklanki mąki
2 łyżki cukru
1 łyżka cukru wanilinowego
2 i 1/2 łyżeczki suszonych drożdży
1 łyżeczka soli
1/8 łyżeczki sody oczyszczonej
1/4 szklanki mleka
1 szklanka śmietany 18 %
4 łyżki masła
1 jejko
4 łyżki brązowego cukru
4 łyżeczki cynamonu (można dodać również inne przyprawy korzenne, zmielone orzechy, kakao etc.)

Wykonanie:
1. 1 szklankę mąki, cukier i cukier wanilinowy, drożdże, sól i sodę wymieszaj w dużej misce.
2. Mleko, śmietanę i 2 łyżki masła umieść w miseczce i podgrzej do momentu całkowitego roztopienia się masła.
3. Zawartość miseczki przelej do miski ze składnikami suchymi i przez 2 minuty ucieraj mikserem.
4. Dodaj jajko i 1/2 szklankę mąki.
5. Ponownie ucieraj całość przez 2 minuty, dodając tyle mąki, aby powstało jednolite ciasto, niezbyt mokre i niezbyt suche jednocześnie (ja dałam łącznie około 3 szklanki, ale może się okazać, że Wy będziecie potrzebowali nieco mniej lub więcej).
6. Ciasto przełóż na stolnicę i wyrabiaj rękoma przez 8-10 minut.
7. Wyrobione ciasto przełóż do miski, przykryj ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce na 10 minut.
8. Po upływie tego czasu, wymieszaj brązowy cukier z cynamonem, a pozostałe masło roztop.
9. Ciasto rozwałkuj na prostokąt o wymiarach 60x20 cm, wysmaruj roztopionym masłem, a następnie rozprowadź po nim wymieszane wcześniej nadzienie cynamonowe.
10. Ciasto złóż na pół tak, aby otrzymać prostokąt o wymiarach 30x20 cm. Delikatnie uciśnij ciasto wzdłuż brzegów.
11. Ciasto pokrój na paski o wymiarach około 2,5x20 cm (aby osiągnąć jak najlepszy efekt uważajcie, aby wartość 20 cm pozostawała niezmienna). Następnie tak otrzymane paski kręć wokół ich własnej osi, trzymając za dwa końce, tak aby otrzymać świderki. Na koniec ułóż je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zaokrąglając końce na kształt laski.
12. Przygotowane ciastka przykryj ponownie ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce na 45 minut.
13. Po tym czasie piecz ciastka w piekarniku nagrzanym do 190 stopni przez 12-15 minut.


Smacznego!

wtorek, 1 grudnia 2015

Tarta z różanymi jabłkami i kremem karmelowym

Tarta ta jest prawie równie popularna co i imponująca. Od dłuższego czasu napotykałam jej zdjęcia w różnych częściach Internetu i aż bałam się sprawdzać, jakiego majstersztyku trzeba się podjąć, aby ją wykonać. Kiedy w końcu zebrałam się w sobie, okazało się, przyznam szczerze, że sztuka ta nie należy może do najprostszych, ale kilka minut powinno wystarczyć, aby wejść we wprawę. A rzemiosło to jest zdecydowanie warte zachodu - efekt robi niesamowite wrażenie.
By na pięknej prezentacji się nie skończyło, zatroszczyłam się również o walory smakowe. Pod warstwą różyczek z jabłek tarta wypełniona jest pysznym kremem typu crème pâtissière z dodatkiem solonego karmelu.
Tarta idealna nie tylko na co dzień, ale również na bardziej oficjalne okazje. Myślę, że z powodzeniem przystroi nawet i stół w trakcie zbliżających się Świąt Bożonarodzeniowych…


Składniki na kruchy spód:
250 g mąki
150 g  masła
1 małe jajko
16 g (jedno opakowanie) cukru wanilinowego
1 szczypta soli
2 łyżki zimnej wody

Składniki na krem waniliowy i dekorację:
75 g + 1 łyżka cukru
1 łyżka masła
3/4 łyżeczki soli
3/4 łyżeczki ekstraktu waniliowego
275 ml mleka
1 duże jajko
1 żółtko z dużego jajka
2 płaskie łyżki mąki pszennej
2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
4 twarde jabłka, ja użyłam Granny Smith

Wykonanie spodu:
1. Wszystkie składniki zagniatamy razem, ja używam do tego malaksera.
2. Wyrobione na jednolitą masę ciasto owijamy folią i wkładamy do lodówki na 1 godzinę.
3. Po tym czasie ciasto wałkujemy, przekładamy na foremkę do tart wysmarowaną masłem i obsypaną mąką, nakłuwamy widelcem. 
5. Przykrywamy ciasto folią aluminiową i wkładamy do pieca nagrzanego do 190 stopni na 10 minut. Po tym czasie folię zdejmujemy, temperaturę zmniejszamy do 180 stopni i podpiekamy jeszcze przez 5 minut.

Wykonanie kremu i dekoracji:
1. 75 g cukru wysypujemy na suchą patelnię i ustawiamy ją na średnim ogniu.
2. Nie poruszając cukrem, czekamy aż zacznie się rozpuszczać (potrwa to do około 10 minut, uważajmy, aby nie przypalić!). Gdy złoty kolor pokryje większość patelni, zaczynamy delikatnie mieszać całość trzepaczką, aż do uzyskania jednolitej masy o pięknym karmelowym kolorze.
3. Ogień pod patelnią zmniejszamy, wrzucamy a nią masło. Gdy się rozpuści, powoli i ostrożnie dodajemy ok. 1/3 szklanki mleka, mieszając trzepaczką. 
4. Karmel zostawiamy do 10 minut na najniższym ogniu, aż osiągnie odpowiednią konsystencję. Jeśli będzie zbyt gęsty, dodajmy więcej mleka.
5. Na koniec do karmelu dodajemy sól oraz wanilię, mieszamy i odstawiamy do częściowego przestudzenia (wówczas zgęstnieje jeszcze bardziej).
6. 200 ml mleka zagotowujemy.
7. W miseczce ubijamy trzepaczką 25 ml mleka, mąki, 1 łyżkę cukru, żółtko oraz jajko.
8. Zawartość miseczki powolutku przelewamy do gotującego się mleka, cały czas energicznie mieszając. 
9. Budyń powinien zacząć bardzo szybko gęstnieć. Kiedy tylko osiągnie odpowiednią konsystencję, zdejmujemy go z ognia i stopniowo wprowadzamy przygotowany wcześniej karmel, cały czas energicznie mieszając.
10. Gdy krem lekko przestygnie, wykładamy go na podpieczony kruchy spód.
11. Jabłka kroimy na połówki, pozbawiamy części nasiennych, a następnie kroimy na bardzo cienkie plasterki (polecam używanie gilotyny, ewentualnie obieraczki do warzyw). Płaszczyznę cięcia możemy obrać dowolnie, w zasadzie każda się sprawdzi. Najważniejsze, by plasterki były bardzo cienkie.
12. Formujemy różyczki, obtaczając wokół siebie kilkanaście plasterków, skórką do góry. Zadanie może ułatwić oplatanie plasterków wokół małego palca.
13. Każdą różyczkę układamy od razu w nałożonym wcześniej kremie. 
14. Gotową tartę pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 15-20 minut.


 Smacznego!

sobota, 31 października 2015

Rurki z kremem waniliowym

Historia objawienia tych rurek jest dość zabawna. Otrzymałam je w darze jako składowa sylwestrowego (aż wstyd się przyznać, że to było tak dawno...) menu i zagrzebałam gdzieś, żeby nie zostały spałaszowane przed czasem. Bardzo przebiegle, owszem, ale bez zamierzonego skutku. W szale imprezy zapomniałam o nich i odnaleźliśmy je dopiero rano, podczas sprzątania. I wyobraźcie sobie, jak bardzo uradowały one owych zmordowanych śmiałków.
Od razu poprosiłam o przepis. Okazało się, że potrzebuję wyposażyć moją kuchnię w nowy sprzęt - metalowe stożki do nawleczenia ciasta. Bez obaw, można je dostać w sklepach cukierniczych albo w Makro bądź Selgrosie. I... radzę Wam już po nie biec, bo te rożki.... MNIAM, są zdecydowanie warte zachodu!
Są przepyszne, rozpływają się w ustach i sprawiają, że czujemy się, jakbyśmy rozkoszowali się najlepszymi smakami siedząc w samym sercu najpyszniejszej cukierenki tego świata.
Przy okazji życzę wszystkim wesołego Halloween i mam nadzieję, że wybaczycie mi brak jakiegoś upiornego przepisu :p


Składniki na ciasto (na ok. 20 sztuk):
400 g mąki
200 g masła
200 g śmietany 18%
1 szczypta soli

Składniki  na krem:
3 szklanki mleka
150 g cukru
1 laska wanilii (można ewentualnie zastąpić łyżeczką dobrego ekstraktu waniliowego)
200 g masła
4 łyżki mąki pszennej
5 łyżek mąki ziemniaczanej
4 jajka

Wykonanie ciasta:
1. Wszystkie składniki zagnieć razem na jednolitą masę.
2. Wyrobione ciasto owiń folią spożywczą i wsadź do lodówki na 45-60 minut.
3. Po tym czasie wywałkuj ciasto na placek grubości ok. 2 mm.
4. Ciasto potnij na podłużne paski o wymiarach ok. 2 cm x 25-30 cm.
5. Metalowe stożki nasmaruj masłem i na każdy z nich nawiń po jednym wyciętym wcześniej pasku.
6. Tak przygotowane rogaliki piecz w piekarniku nagrzanym do 200 stopni przez ok. 15 minut, aż nabiorą pięknego delikatnie złotego koloru.
7. Upieczone rogaliki odstaw na kilka/kilkanaście minut, a następnie ostrożnie zsuń je ze stożków i pozostaw do całkowitego ostudzenia.

Wykonanie kremu:
1. 2 szklanki mleka, masło, cukier i wyskubane ziarna wanilii zagotuj.
2. W osobnym naczyniu połącz pozostałą szklankę mleka, mąki oraz jajka, energicznie mieszając całość trzepaczką.
3. Powstałą mieszaninę powoli wlewaj do gotującego się mleka, cały czas mieszając.
4. Zredukuj ogień pod rondelkiem na niewielki i gotuj całość aż pięknie zgęstnieje, cały czas energicznie mieszając trzepaczką.
5. Krem odstaw do przestygnięcia.
6. Gotowym kremem nadziewaj przygotowane rurki. Sprawdzi się tutaj szpryca czy rękaw kuchenny, ale zwykłą łyżeczką też dacie radę (sprawdzone i przetestowane) ;)


Wpis dedykuję Morczi z podziękowaniami za przepis :*
Smacznego!

sobota, 24 października 2015

Lody z karmelizowanymi jabłkami

Zimno i buro, więc sezon na lody oficjalnie zakończony?
Zgłaszam veto.
Na lody zawsze jest dobra pora. Zawsze. Czasem wystarczy tylko wypić potem ciepłą herbatę, lepiej kakałko, albo (no to zdecydowanie najlepszy pomysł) przegryźć ciepłą szarlotką.
A skoro już o szarlotce mowa... proponuję dziś iście szarlotkowe wydanie moich ukochanych lodów. Pysznych, domowych i bez użycia maszynki. Nie jest to jednak standardowy smak szarlotki - typowy duet jabłka z cynamonem zastąpiłam równie wspaniałym romansem jabłka ze skórką cytrynową. To jeszcze nie koniec - całość karmelizowana jest w pysznym miodzie.
Tak więc oto przed Wami iście paradoksalna propozycja lodów o prawdziwie rozgrzewającym smaku.

Składniki (na ok. 1 litrowe pudełko lodów):
300 g śmietany kremówki 30% lub 36%
2 jajka
1 szczypta soli
8 płaskich łyżek cukru
2 łyżki wrzątku
2 średnie jabłka
5 łyżek miodu
skórka obrana z 1 cytryny
2 łyżeczki soku wyciśniętego z cytryny

Wykonanie:

1. Jabłka obierz ze skórek, pozbaw ogonków oraz gniazd nasiennych i pokrój w cienkie plasterki.
2. Na patelni umieść miód i podgrzewaj go na niewielkim ogniu aż do rozpuszczenia.
3. Gdy miód całkowicie się rozpuści, wrzuć na patelnię jabłka i podsmażaj, mieszając co jakiś czas, aż uzyskają piękny złoty kolor (uważaj, aby się nie przypaliły!).
4. Gdy jabłka staną się złote, dodaj skórkę oraz sok z cytryny, wymieszaj, podgrzewaj jeszcze około minutę i zdejmij patelnię z ognia.
5. Lekko przestudzone jabłka utrzyj blenderem do osiągnięcia w miarę jednolitej masy.
6. Białka starannie oddziel od żółtek.
7. W niedużej misce utrzyj żółtka z 4 łyżkami cukru oraz wrzątkiem, aż otrzymasz jasną, gęstą i ciągnącą masę (przez ok. 5-6 minut).
8. W osobnej misce ubij śmietanę, ale nie na sztywno.
9. W trzeciej misce umieść białka ze szczyptą soli i ubij je na sztywną pianę (przez ok. 7 minut), pod koniec ubijania stopniowo wprowadzając 4 łyżki cukru.
10. Delikatnie, ale dokładnie (najlepiej przy użyciu drewnianej łyżki) połącz zawartości wszystkich trzech misek, dodając je stopniowo.
11. Na koniec dodaj przygotowane wcześniej jabłka, wymieszaj, rozprowadzając je w całości mieszaniny.
12. Tak przygotowaną masę przełóż do zamykanego pudełka i umieść w zamrażalniku na 4-5 h.


Smacznego!

środa, 7 października 2015

Tort bezowy z kremem czekoladowym i czarną porzeczką

Tort bezowy to kolejny z tych cudów, który chodził za mną od niezliczonej ilości czasu. Zdawałam sobie sprawę z ogromu wyzwania, jaki stawia przede mną taki oto dumny wypiek. Na prawdziwie pyszną bezę składa się w końcu niejedno - bo przecież musi wyjść sztywna, a przy tym nie mdlić słodyczą, musi się delikatnie ciągnąć, ale nie sklejać nam podniebienia, no i, co szalenie ważne, musi pięknie wyrosnąć i oszałamiać urodą.
Sam przepis na bezę zaczerpnęłam z zaufanej Kwestii Smaku. Krem miał być równie dostojny co i beza - intensywnie czekoladowy i niezbyt ciężki. Dlatego wykonałam go wyłącznie z gorzkiej czekolady na bazie bitej śmietany. Potrzebowałam jeszcze czegoś kwaskowego, co przełamie słodycz - dżem z czarnej porzeczki sprawdził się wyśmienicie.
Beza potrzebuje trochę czasu, więc zarezerwujcie sobie na nią dłuższą chwilę. Pośpiech może zepsuć cały efekt, który naprawdę potrafi oszołomić.


Składniki na bezę (na blaty o średnicy ok. 20 cm):
300 ml białek (z ok. 6-8 jajek)
1 szczypta soli
440 g cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka octu jabłkowego / winnego / ryżowego
3 kostki gorzkiej czekolady, posiekanej

Składniki na krem:
150 g gorzkiej czekolady
5 łyżek mleka
250 g śmietanki kremówki 30% / 36%, dobrze schłodzonej
+ pół słoiczka dżemu z czarnej porzeczki

Wykonanie bezy:
1. Piekarnik bez termoobiegu nagrzać do 120 stopni. Na arkuszu papieru do pieczenia narysować dwa okręgi o średnicy ok. 20 cm (ja obrysowałam je od dna tortownicy o odpowiedniej wielkości).
2. Białka (bardzo dokładnie oddzielone od żółtek!) ubić ze szczyptą soli przy użyciu miksera, do czasu uzyskania sztywnej piany.
3. Cały czas miksując, powoli dodawać po 1 łyżce cukru, zachowując przerwy między wprowadzaniem kolejnych porcji.
4. Po wprowadzeniu całego cukru, ubijać jeszcze przez 3 minuty, a następnie dodać mąkę ziemniaczaną oraz ocet i ubijać kolejną minutę.
5. Gotową pianę (powinna być bardzo sztywna i błyszcząca) podzielić na dwie połowy i rozłożyć na okręgach wcześniej wyrysowanych na papierze do pieczenia.
6. Wierzch obu blatów obsypać posiekaną czekoladą.
7. Bezy piec przez 30 minut w 120 stopniach, a następnie zmniejszyć temperaturę do 100 stopni i pozostawić bezę w piekarniku na następne 2 godziny 45 minut.

Wykonanie kremu:
1. Czekoladę połamać na kawałki i zalać gorącym mlekiem.
2. Czekoladę wymieszać łyżką do częściowego roztopienia, a następnie podgrzać chwilę w mikrofali do całkowitego rozpuszczenia.
3. Czekoladę wymieszać do uzyskania gładkiej konsystencji, a następnie odłożyć do zupełnego ostudzenia (ok. pół godziny).
4. Śmietanę ubić na sztywno, a następnie zmniejszyć obroty miksera i stopniowo wprowadzać ostudzoną czekoladę.
5. Po dodaniu całej czekolady, wyłączyć mikser i mieszać masę przy użyciu trzepaczki aż do uzyskania jednolitego jej koloru i konsystencji.
6. Na spodni ostudzony blat bezowy wyłożyć dżem porzeczkowy, następnie masę czekoladową. Całość przykryć górnym blatem.


Smacznego!

niedziela, 13 września 2015

Ciastko z prażoną białą czekoladą

Przyznam, że nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że białą czekoladę można zwyczajnie wrzucić do pieca i po kilkudziesięciu minutach  otrzymać z tego coś fantastycznego. A jednak, kuchnia zaskakuje po raz kolejny.
Masa ma obłędny złoty kolor, smakuje jak podkręcona wersja karmelu. Co więcej - oblewa pyszny wybitnie kruchy spód. Dla przełamania karmelowej słodyczy proponuję dodatek owocowy - borówki, jeżyny czy gruszki. Można jednak zaszaleć z dowolnymi dodatkami - kiedyś na każdym kwadraciku ułożyłam po M&Ms'ie i prezencja również była przednia. Ulubione przez tak wielu Oreo też sprawdziłoby się nieźle, a zresztą… bez żadnych dodatków i tak będzie pysznie.


Składniki na kruchy spód (na kwadrat ok. 20x20 cm - 16 porcji):
150 g mąki pszennej
100 g masła
1 żółtko
1 płaska łyżka cukru pudru
1 szczypta soli

Składniki na polewę:
300 g białej czekolady
175 ml śmietanki kremówki
1 szczypta soli
+ opcjonalnie: 1/2 szklanki wybranych dodatków: owoców, M&Msów, pokruszonych Oreo, bakalii etc.

Wykonanie spodu:
1. Wszystkie składniki zagniatamy na jednolite ciasto.
2. Ciasto owijamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki na 45 minut.
3. Schłodzone ciasto wałkujemy na kwadrat 20x20 cm, ładnie przycinając brzegi i nakłuwamy widelcem.
4. Ciasto pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do 190 stopni i po upieczeniu odstawiamy do ostudzenia.

Wykonanie masy:
1. Czekoladę łamiemy na kawałki i wrzucamy do foremki wyłożonej papierem do pieczenia.
2. Foremkę wkładamy do pieca nagrzanego do 150 stopni i w ten sposób prażymy czekoladę około 20 minut. Proces ten należy obserwować, co jakiś czas możemy przemieszać czekoladę łyżką. Chodzi o uzyskanie mocno karmelowego koloru, przy jednoczesnym zachowaniu półstałej konsystencji.
3. Uprażoną czekoladę przekładamy do małego rondelka, dolewamy śmietankę, mieszamy przez chwilę do częściowego rozpuszczenia, a następnie miksujemy mikserem lub blenderem. Jeśli śmietanka zbyt mocno ostudzi czekoladę i ta przestanie się rozpływać, stawiamy rondelek na małym ogniu i podgrzewamy kilka minut do rozpuszczenia. Na koniec dodajemy sól, mieszamy.
4. Masę odstawiamy na około kwadrans do częściowego ostygnięcia i zagęszczenia, a następnie wykładamy na kruchy spód i obsypujemy dodatkami.
Ja najpierw wyłożyłam cienką, bazową warstwę polewy, potem dużą ilość borówek, na nie resztę czekolady obsypanej pozostałą garścią owoców.


Smacznego!

sobota, 29 sierpnia 2015

Najlepsza tradycyjna drożdżówka z borówkami i kruszonką

Jeśli dobrze liczę, piszę właśnie setny przepis na tym blogu! Z takiej okazji wypada zaprezentować coś ponadczasowego, coś, co zawsze smakowało i  nigdy smakować nie przestanie. Jest to nic innego jak czołowy reprezentant przepysznych, klasycznych wypieków - puszysty placek drożdżowy. O powalającym zapachu, przywodzącym na myśl najcudowniejsze rodzinne uczty. Ciasto wymaga odrobiny zachodu, ale zdecydowanie jest tego warte - jest po prostu niesamowite, wyrastające jak szalone i pulchne jak żadne inne. Stary jak świat rodzinny przepis, dający efekty, od których nie można się oderwać!
Placek obsypać można dowolnym rodzajem owoców. Ja wybrałam borówki, żeby nadać ciastu iście podhalański wyraz. Przywiozłam je bowiem prosto z gorczańskiego szlaku wiodącego na Turbacz, uzbierane własnoręcznie, rzecz jasna.
No i ta kruszonka, zwieńczająca całość…


Składniki na ciasto (na foremkę ok 25x30 cm):
1 szklanka mleka
50 dag mąki tortowej
5 dag drożdży
15 dag cukru
2 łyżki cukru wanilinowego
3 żółtka
1 jajko
skórka otarta z cytryny
1 płaska łyżeczka startej gałki muszkatołowej
1 szczypta soli
50 g masła, roztopionego
3 garście rodzynek, sparzonych wrzątkiem i odcedzonych (można dodać wg uznania)
3-4 szklanki świeżych borówek

Składniki na kruszonkę:
6 łyżek zimnego masła
1 szklanka mąki (ja dałam pół na pół razowej i tortowej)
4 łyżki płatków owsianych
3-5 łyżek brązowego cukru
1/2 łyżeczki cynamonu
skórka otarta z cytryny

Wykonanie kruszonki:
1. Wszystkie składniki umieść w miseczce i zagnieć, po czym odstaw do lodówki na 1 godzinę.

Wykonanie ciasta:
1. Zagotuj 1 szklankę mleka, po czym połowę z niego odstaw do lekkiego przestudzenia.
2. Pół szklanki mąki sparz połową szklanki wrzącego mleka, rozetrzyj i odstaw do ostygnięcia.
3. W sporej miseczce rozetrzyj drożdże z 1 łyżką cukru i zalej połową letniego (wcześniej odstawionego do przestudzenia) mleka. Zaczyn przykryj ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, na około 10-15 min.
4. W międzyczasie przesiej pozostałą część mąki i odstaw w ciepłe miejsce.
5. Żółtka i jajka utrzyj z cukrem i cukrem wanilinowym, skórką z cytryny, gałką muszkatołową i szczyptą soli, aż do uzyskania gęstej, jasnej masy, przez ok. 5 min.
6. Wyrośnięte drożdże dodaj do sparzonej mąki, wymieszaj mikserem, przykryj ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, na ok. 20 min.
7. Po tym czasie drożdże połącz z resztą mąki i utartymi jajkami. Wyrabiaj kilka minut, a następnie dodaj masło i rodzynki. Wyrabiaj ok. 15 minut.
8. Wyrobione ciasto przykryj ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, na ok. 1-1,5 godziny.
9. Wyrośnięte ciasto przełóż na stolnicę lekko podsypaną mąką i delikatnie wywałkuj do rozmiarów foremki.
10. Ciasto umieść w foremce wysmarowanej masłem i obsypanej bułką tartą. Przy brzegach wykonaj uformuj delikatny rancik, który będzie zapobiegał wypadaniu borówek.
11. Na ciasto wysyp borówki, a następnie obsyp je kruszonką.
12. Piecz w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez ok. 50 minut.




Smacznego!

czwartek, 20 sierpnia 2015

Sorbet limonkowo-bazyliowy w kruchych kubeczkach

W moich podróżach kulinarnych po Portugalii wspominałam o sorbecie limonkowo-bazyliowym, który uwiódł moje podniebienie. Zdecydowanie nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała tak miłego mi smaku odtworzyć własnoręcznie. Nawet mimo to, że, w przeciwieństwie do lodów śmietankowych, w przypadku domowych sorbetów trudno jest uzyskać tak idealną konsystencję, jak ta, którą odnajdujemy w tych wytwarzanych przez profesjonalistów. Nie miało to jednak zbyt wielkiego znaczenia w obliczu magicznego smaku i wymarzonego orzeźwienia. Podałam je w kubeczkach z kruchego ciasta, które przełamywały słodycz sorbetu i, co uwielbiam, cudownie chrupały - lepsza wersja wafelka na lody ;) Idealny deser na upalne dni.


Składniki na sorbet (na ok. 0,9 litrowe opakowanie):
5-6 dużych limonek (ok. 150-200 ml soku)
1 szklanka cukru
300 ml wody
ok. pół doniczki świeżej bazylii

Składniki na kubeczki (na ok. 6-7 sztuk):
1 i 1/4 szklanki mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1 łyżka cukru pudru
120 g masła
3 łyżki lodowatej wody

Wykonanie sorbetu:
1. 4 limonki sparz, osusz i zetrzyj z nich skórkę.
2. W rondelku umieść cukier, 150 ml wody oraz skórkę z limonki, zamieszaj.
3. Rondelek postaw na średnim ogniu, doprowadź do wrzenia i gotuj jeszcze przez 3-5 minut. Po tym czasie odstaw mieszaninę do całkowitego ostudzenia.
4. Wyciśnij sok z limonek i dodaj go do ostudzonego syropu. Porządnie wymieszaj, a następnie stopniowo wprowadzaj resztę wody, mieszając trzepaczką.
5. Bazylię umieść w moździerzu i porządnie utłucz.
6. Utłuczoną bazylię wsyp do mieszaniny, wymieszaj trzepaczką.
7. Całość umieść w szczelnym opakowaniu z przykrywką, zamknij je i wstaw do zamrażalnika na 45 minut.
8. Po tym czasie wyjmij sorbet, wymieszaj porządnie trzepaczką, wstaw do zamrażalnika na kolejną godzinę.
9. Po tym czasie ponownie wymieszaj i włóż do zamrażalnika aż do zupełnego zastygnięcia (ja trzymałam cały noc).

Wykonanie kubeczków:
1. Wszystkie składniki zagnieć razem na jednolite ciasto (ja robię to w malakserze).
2. Gotowe ciasto owiń folią spożywczą i umieść w lodówce na ok. 45 minut.
3. Zagłębienia w formie na muffinki wysmaruj masłem i obsyp mąką lub bułką do pieczenia.
4. Schłodzone ciasto wywałkuj i wycinaj z niego (np. przy pomocy szklanki o dużej średnicy) okręgi, które następnie umieszczaj w zagłębieniach formy na muffinki, delikatnie dociskając, by uzyskać kształt kubeczków.
5. Przygotowane w ten sposób kubeczki ponakłuwaj widelcem, a następnie każdy z nich okryj kawałkiem foli aluminiowej. Folię dociśnij, wysypując na jej wierzch ryż lub fasolę.
6. Kubeczki piecz w piekarniku nagrzanym do 200 stopni przez 10 minut, następnie ostrożnie ściągnij folię, zmniejsz temperaturę do 185 stopni i piecz kolejne 10-15 minut, do uzyskania złocistego koloru.
7. Upieczone kubeczki odstaw do kompletnego wystudzenia, a następnie nakładaj do nich po jednej gałce sorbetu (sorbet dość szybko traci twardość, wystarczy wyjąć go 3 minuty przed podaniem i nie będzie problemu z nabieraniem porcji).


Smacznego!

piątek, 7 sierpnia 2015

Tarta z gruszkami i białą czekoladą

Od dawna świruję na dźwięk związku słów "gruszki i biała czekolada". I w końcu zdecydowałam się na wykonanie tego, co kusiło mnie najbardziej - tarty łączącej właśnie te dwa smaki. 
Nie chciałam jednak, by biała czekolada dominowała. Chodziło mi o uzyskanie delikatnie słodkiej, lecz przede wszystkim mocno gruszkowej, mocno wilgotnej i mocno aromatycznej tarty. I dokładnie taka wyszła. Do tego opcjonalny (ale jednocześnie uwielbiany przeze mnie) dodatek lukru kremowego - niebo!


Składniki na kruchy spód:
230 g mąki
150 g masła, schłodzonego i pokrojonego w kostki
1 żółtko
2 łyżki cukru pudru
1 szczypta soli

Składniki na nadzienie:
2 duże gruszki lub 3 mniejsze
70 g miękkiego masła
150 g białej czekolady
1/2 łyżeczki olejku waniliowego
2 jajka
2 łyżki mąki kukurydzianej (ew. pszennej)
100 g mielonych migdałów (można pominąć)

Składniki na lukier (opcjonalny, lecz polecany):
1 i 1/2 łyżki masła, miękkiego
60 g serka kremowego
5 łyżek cukru pudru (lub do smaku)
1/3 łyżeczki ekstraktu waniliowego

Wykonanie spodu: 
1. Wszystkie składniki zagnieć rękoma lub w malakserze.
2. Jednolite ciasto owiń folią spożywczą i wstaw do lodówki na 1 godzinę.
3. Schłodzone ciasto rozwałkuj, a następnie przenieś do foremki na tartę, wysmarowanej dokładnie masłem i obsypanej mąką krupczatką lub bułką tartą.
4. Ciasto wyrównaj, nakłuj widelcem w kilku miejscach i wstaw do piekarnika rozgrzanego do 190 stopni na ok. 10-15 minut, aż stanie się delikatnie złota.

Wykonanie nadzienia:
1. W kąpieli wodnej rozpuść białą czekoladę na gładką masę i odstaw do całkowitego ostudzenia.
2. Gruszki obierz, przetnij na ćwiartki lub ósemki, pozbawiając je ogonków i gniazd nasiennych.
3. Masło i ekstrakt utrzyj mikserem ustawionym na najwyższe obroty.
4. Do masy maślanej dodawaj roztopioną i przestudzoną białą czekoladę, a następnie wbijaj po jednym jajku.
5. Do masy dodaj mąkę i ewentualne migały, wymieszaj do połączenia.
6. Gotową masę wyłóż na podpieczony spód tarty. Na niej ułóż gruszki.
7. Tak przygotowaną tartę umieść w piekarniku nagrzanym do 175 stopni i piecz około 30 minut.

Wykonanie lukru:
1. Wszystkie składniki umieść w misie miksera i ucieraj aż do powstania jednolitej masy.
2. Masę przełóż do rękawa cukierniczego lub szprycy i udekoruj wierzch lekko wystudzonej tarty.


Smacznego!

sobota, 1 sierpnia 2015

Kulinarne podróże - Portugalia

Kolejny rok, kolejne wakacje, kolejne podróże. A dla mnie, jak wiadomo, podróże wiążą się przede wszystkim z pełnymi niespodzianek doznaniami kulinarnymi, które każdego dnia intrygują czymś zupełnie innym i nie pozwalają przejść obok obojętnie.
Tym razem los rzucił mnie na dziki zachód naszego kontynentu, do pioniera geograficznych podbojów - żyjącej własnym życiem Portugalii. Kraj niezmiernie ciekawy w swojej odrębności i specyficznej dzikości, którą odnajdujemy, porównując ją z innymi krajami południa - temperamentną Hiszpanią czy głośną, pełną wrzawy Italią. Tutaj czas zwolnił, życie jest powolne, spokojne i proste. Proste tak jak i ich kuchnia.
Zazwyczaj poznawaniu obcej kuchni towarzyszy mi przynajmniej chwilowa fascynacja i chęć smakowania jej jak najdłużej. Czasem powodem są smaki tak pyszne, czasem tak egzotyczne, a czasem tak zaskakujące i niespotykane. W tym wypadku, ku mojemu zaskoczeniu, było inaczej. Portugalczycy lubią kuchnię sycącą, lecz prostą i niezbyt wymagającą. Siadając do stołu, chcą najeść się i nasycić. Nie zauważyłam u nich kultu jedzenia, tak charakterystycznego dla nacji takich jak chociażby Włosi, Francuzi czy Meksykańczycy. Mają kilka swoich ulubionych smaków, które stale się przewijają i taka kuchnia wydaje się im w pełni odpowiadać.
Nie znaczy to jednak, że w Portugalii nic nie zachwyciło moich kubków smakowych. Przeciwnie - urzekły mnie ichniejsze napoje - przede wszystkim kawa, a oprócz tego wina i popularna wiśnióweczka.
Zapraszam niniejszym na podróż pełną wzlotów i upadków.


Zaczynam konkretnie. Jedno z popularniejszych i najbardziej ulubionych dań w całym kraju - dorsz zwany po portugalsku bacalhau. Podobno przyrządzany tam na 365 różnych sposobów. Bywają zapiekane w śmietanie, otoczone cebulką, a nawet - w formie orientalnego curry. Tę ostatnią propozycję mogę polecić, choć nie jest ona specjalnie tradycyjna czy kultowa. Najbardziej chyba popularna wersja, widoczna u góry, to spory kawałek dorsza na gigantycznej plamie oliwy, obsypany czosnkiem i ziołami, podany z ich uroczymi młodymi ziemniaczkami w mundurkach. Dorsz jako ryba jest pyszny, jednak przytłaczająca ilość oliwy może przyprawić o mdłości. Co natomiast zaskakujące - mimo iż od wielu lat nie cierpię wręcz ziemniaków, te wyjątkowo mi smakowały. W Portugalii w ogóle uwielbia się ziemniaki, więc ten fakt może nie powinien dziwić mnie aż tak bardzo.

Kolejne ryby uwielbiane przez Portugalczyków to sardynki. I to w przeróżnych wersjach - grillowane, w puszkach czy przyrządzone jako pasty pod nazwą sardine pate. Tutaj widzimy tę pierwszą, obiadową propozycję. Sardynki same w sobie są pyszne i OGROMNE, jednak zjedzenie ich to sztuka - obieranie i pozbawianie ich ości przysparza wiele pracy i mnóstwa odpadków na talerzu. Jeśli zaś chodzi o sardynki w puszce, to możemy znaleźć sklepy, w których sterty takowych puszek wznoszą się pod sam sufit - w oliwie, w oleju, pikantne, z papryką, w sosie pomidorowym… miliony opcji, które z pewnością zadowolą smakoszy rybek w konserwach.

I dalej jesteśmy w świecie morskim. Bo ryby i owoce morza to zdecydowanie to, co Portugalczycy najchętniej goszczą na swoich talerzach. Czasem wrzucają je wszystkie do jednego gara, smakowicie przyprawiają (kolendra! uwielbiają kolendrę - za to mają ode mnie wielki plus) i podają ze smakowitymi sosami, duszonymi warzywami, a czasem również ryżem. Powyżej widzicie cataplanę, która w tym wydaniu składała się głównie z ryb w sosie przypominającym salsę oraz warzyw, wśród których górowały, oczywiście, ziemniaki. Propozycja całkiem przyjemna, dostępna również pod nazwami caldeirada czy cozido.
W tym momencie powinnam wspomnieć również o zupie rybnej, której nie udało mi się spróbować, ale która uchodzi tu za dość kultową.

Lokalny fastfood - bardzo popularne zwłaszcza w Porto danie pod kokieteryjną nazwą Francuzeczka. Wielki tost wypełniony różnymi dziwnymi (naprawdę dziwnymi, wręcz podejrzanymi) rodzajami mięsa i kiełbasy, wzbogacony o nieprzyzwoite ilości sera i oblany sosem pomidorowym na bazie wina (a jak). Przyczyna nadwagi, problemów żołądkowych i mieszanych wrażeń smakowych.

Przysmak kojarzący się głównie z Hiszpanią, ale popularny również i tutaj - tapas. I akurat ta forma lunchu jest dla mnie absolutnie wyborna. Tapas może być tak naprawdę wszystko, co da się wrzucić na talerz, nabrać palcami czy wykałaczką i przegryźć ze smakiem. Tutaj jedna z popularniejszych wersji - ser przypominający parmezan i szynka, która na pierwszy rzut oka kojarzy się z parmeńską. Jest to jednak coś innego, dużo bardziej wyrazistego w smaku, znacznie grubiej krojonego i mięsistego w konsystencji. I mimo, że zjedzenie tłuszczyku okazało się niewykonalne, mnie to tapas urzekło. Takie smaki lubię.

Przystaweczki. Czyli coś, co najlepiej na świecie umila czas oczekiwania na właściwie zamówienie. W większości miejsc bezkarnie je chrupiemy, traktując je jako gest hojności od restauratora. W Portugalii jest jednak trochę inaczej i przed tym przestrzegam. Podawane przystawki, często bardzo urodzajne, wyglądają niewinnie, a potrafią kosztować fortunę. A kelner nie ma zwyczaju o tym uprzedzać ;) Jednak czasem warto wydać te parę euro więcej - zwłaszcza, by skosztować ich pysznego pieczywa.

Po obiedzie przychodzi czas na deser. I tutaj należy uważać. W temacie słodkości Portugalczycy uwielbiają dwie rzeczy - cukier oraz żółtka. I to w ilościach przyprawiających o zawrót głowy. Te żółtka być może Was zdziwiły, mnie przynajmniej dziwią do dziś. W Portugalii kochają nadziewać dosłownie wszystkie rodzaje ciast (od kruchego, przez francuskie, filo, a na opłatkowym kończąc) masą przypominającą gęsty, zbity kogel mogel. Spróbowałam wszystkich wymienionych wariantów i już przy drugiej degustacji miałam dość. Często można też natknąć się na żółtkowy budyń czy pudding - w pierwszej chwili może przypominać creme brulee, jednak nadzieja umiera szybko.

Po wykorzystaniu tak nieprzyzwoitej ilości żółtek, trzeba coś zrobić z zalegającymi białkami. I oto pojawiają się takie wielkie, piękne bezy, którymi za 5 euro możemy zasłodzić się do końca dnia, a może i pobytu. Oprócz tego często spotykane są też ciasteczka przypominające amaretti, z migałem w środku.

Jest jednak jeden deser, który ZWALIŁ MNIE Z NÓG. I to, o dziwo, w jak najbardziej pozytywnym sensie. Pastel de nata. Przypomina on tartaletkę z ciasta francuskiego wypełnioną budyniowym kremem żółtkowym (niespodzianka?) z wyczuwalną, nieziemską nutą cynamonu i skórki cytrynowej. Nie jestem Wam jednak w stanie zdradzić dokładnego składu, bo przepis na pastel de nata znają podobno raptem trzy osoby na całym świecie. I może to nawet dobrze, bo smakuje tak cudownie, że przyrządzałabym je zdecydowanie za często.
Innym deserem, który należałoby polecić są lody. Co prawda lodziarnie nie są tam specjalnie częstym widokiem, ale gdy już jakąś znajdziemy - nie będziemy rozczarowani. Porcje są ogromne (jedna porcja to dwie gałki!), a smaki wyborne. Pistacjowe oraz sorbet limonkowo-bazyliowy podbiły moje serce.

Zastanawiając się, dlaczego Portugalczycy produkują tak niesamowicie słodkie desery, nasunęła się jedna myśl - w końcu piją mnóstwo kawy. Lecz akurat w tym wypadku nie ma się im co dziwić, bo kawę mają wyborną. Ze wszystkich miejsc na świecie, w których byłam, ta portugalska kawa smakowała mi najbardziej. Boski aromat, pozbawiony goryczki i cierpkości. Zawartość żadnej filiżanki mnie nie zawiodła, zdecydowanie.

Wino - kolejny napój, którym Portugalia może się szczycić. Powyżej kultowe Porto - wino słodkie o podwyższonej zawartości alkoholu (około 19-20%). Dostojne, eleganckie i zdecydowanie. Moim skromnym zdaniem nie smakuje w ogóle jak typowe słodkie wino. Ze zbiorów szczególnie udanych tworzy się ekskluzywne Porto Vintage. Dostępne jest również białe Porto. I chociaż ono jako jedyne określane jest mianem wytrawnego to dla mnie miało wyczuwalną likierową, słodką nutę.

A to zdecydowanie bardziej delikatne wino - Vinho Verde, a więc wino zielone. W kolorze jednak zdecydowanie nie jest zielone, a białe, do tego delikatnie musujące. Mocno schłodzone jest wspaniałe na upalny dzień, jako dodatek do obiadu, a zwłaszcza ryb i owoców morza.

Procenty idą w górę - wiśnióweczka Ginja. Jest to likier pozbawiony tego, co w większości likierów mi przeszkadza - syropowej konsystencji i niesamowicie słodkiego smaku. Jednocześnie nie jest tak mocna jak wiśniówka popularna w Polsce. A co najlepsze - tradycyjnie pija się ją w jadalnych, malutkich kubeczkach wykonanych z czekolady. Po degustacji tego trunku schrupanie kawałka dobrej czekolady przesiąkniętego aromatem wiśni jest bardzo przyjemne.

Moja podróż kulinarna po Portugalii dobiegła końca. Na początku przyznałam, że ta kuchnia specjalnie mnie nie oczarowała, jednak po konkretnym sprawozdaniu chyba zauważacie, że nie znaczy to wcale, iż wszystko było niesmaczne. Po prostu niewiele lokalnych przysmaków skradło moje serce. Ale na pewno niektóre z nich - pastel de nata albo świeże owoce morza (których zjadłam zdecydowanie za mało) i oczywiście KAWA - zapadną w mojej pamięci na bardzo długo.